Obecnie jest tworzona treść tej sekcji. Aby utrzymać wysoki standard naszych usług, potrzebujemy trochę więcej czasu. Prosimy o ponowne odwiedziny. Dziękujemy za zainteresowanie!
Hej, krótka relacja z tego fajnego maratonu, gdzie biegałem razem z bratem oraz kolegą Michałem.:
Dlaczego Rotterdam: Plan był taki, że w Madrycie będzie za gorąco a ja bym chciał nabiegać jakąś życiówkę na wiosnę aby potem zająć się już treningami typowo pod ultra. Jak nie Madryt to na pierwszy ogień poszedł Rotterdam - dwa lata temu życiówka w zimnej pogodzie i deszczyku, generalnie temperatury dosyć niskie, nocleg za darmo u znajomej... prosty wybór. Teraz można się śmiać.... pewnie lepiej bym wyszedł lecąc do Madrytu
Trasa: przez mosty i pod mostami czyli płaska nie jest ale też takie pofałdowanie wcale nie przeszkadza szybko biegać. Na pewno warto brać pod uwage jak ktoś chce życiówkę nabiegać (pomijam extremalne zdarzenia typu pogoda w tym roku)
Organizacja: bardzo dobra, na trasie dużo ludzi, w tym roku to nawet bardzo dużo ze względu na pogodę - część na kocykach w kostiumach kompielowych Ponieważ o wysokiej temperaturze było wiadomo na kilka dni przed imprezą to organizator zabezpieczył dodatkowe punkty nawadniania i polewania wodą - pierwszy raz skorzystałem z każdego elementu, za każdym razem i bez ograniczeń czasowych
Targi: jak ostatnio, na targach fajne przeceny. Kupiłem dla przykładu ciepłą bluzę do biegania Craft z windstopera za... 15 euro ... trochę jeszcze innych rzeczy nabyłem bo ceny na prawdę dobre...
Bieg: Sam bieg zapowiadał się ciekawie i gdyby temperatura zatrzymała się na tej z godziny 9-tej rano (20 stopni) to dałoby się całkiem fajnie biegać. Niestety (co dla niektórych) niebo bezchmurne i w odróżnieniu od soboty (byliśmy na plaży nad morzem) jescze cieplej. Jak stanąłem na starcie przed 11-tą to już byłem ugotowany mimo krótkich spodenek i koszulki na ramkach (zawsze biegam w rajtkach lub krótszych rajtkach...). Pierwsze 10km zgodnie z planem na 2:45-2:47 łącznie z zaplanowanymi krzakami. Niestety, byłem totalnie nie przygotowany fizjologicznie na taką temperaturę i czułem, że raczej nici będą z życiówki. Powoli więc rezygnowałem i biegłem z rozpędu obficie korzystając z punktów nawadniania. Po połówce opuszczałem każdy punkt solidnie zlany i napity wodą Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - mimo niesamowitego upału - szczególnie w miejscach zabudowanych i poniżej poziomu otaczających rozjazdów - bieg uważam za jeden z lepszych w życiu. Nie ze względu na czas ale na uciechę z samego biegu. Od połówki po prostu zacząłem "szaleć" z publicznością na trasie, wzajemne pozdrawianie, dowcipy, potańcówki na punktach z orkiestrą... rewelacja ! Pierwszy raz biegałem maraton z takim pozytywnym nastawieniem, że teraz rozumiem wszystkich wolnobiegaczy, którzy nie forsując się dobiegają do mety z uśmiechem i na luzach.... Gdzieś tak na 35-tym kilometrze zamiast zmaltretowanego człowieka ludzie widzieli roześmianego faceta cieszącego się jak dziecko z przebieganych kilometrów. Nie powiem, było przyjemne w jaki sposób ludzie to odbierali.... polecam spróbować kiedyś każdemu ! No to sobie biegłem takim dziwnym stylem i myślałem, jak ja lubię biegać No i sobie w końcu przyleciałem na metę niezbyt zmęczony za to przypalony od słońca, jak się później okazało Nie ma życiówki, maraton bez walki ale za to z innymi przezyciami. Pierwsze doświadczenie przed biegami ultra w temperaturach extremalnych. Będę musiał tego lata potrenować odporność organizmu na takie warunki i zgłębić tajniki własnej fizjologii. Bieg uważam za udany i z perspektywy dwóch dni mogę powiedzieć, że nie żałuję startu... chociaż jakieś myśli o przełożeniu maratonu na inny termin i miejsce miałem...
Kilka informacji odnośnie upału i reakcji organizatorów: Już w czasie biegu po połówce słyszałem karetki na sygnale. Jak dobiegłem do mety i szedłem do przebieralni to co chwila syrena i karetka.... odwodnieni pewni, myślałem sobie. Jak się przebrałem i szedłem na metę aby oczekiwać na brata - przy takiej pogodzie to myślałem że nie ukończy lub z 5 godzin mu to zajmie. Nagle mijając metę widzę opskę Maniac'a... młody wbiega na metę z czasem 3:57.... trochę zdębiałem, że tak dobrze mu poszło jak na to co planował i co mógł nabiegać Potem sięjednak okazało, że nie przebiegł całego Maratonu tylko jakieś 35-37km. Organizatorzy z powodu upału i padających jak muchy ludzi zamkneli trasę na 35km po 3,5 godziny. Policja zabroniła dalszego wbiegania na trasę i mówili ludziom, aby jak najwolniej udali się na linię mety. Część ludzi a może i większość wskoczyła więc na trasę w innym, dalszym miejscu... i mieli chociaż okazję przebiec linię mety. Pierwszy raz spotkałem się z tak "ostrą" reakcją organizatorów ale biorąc pod uwagę cały czas rosnącą temperaturę i długość przebywania na trasie ludzi biegających wolniej - nie dziwię się. Potem dowiedzieliśmy się, że kogoś tam reanimowano... ale czy przezył to już z holenderskiego języka nie szło zrozumieć.
Dla porównania podam, że 2 lata temu nabiegałem 2:48 i byłem 194... a w tym roku treningowe 2:58 dało 124 miejsce.... Czas 2:48 to jakieś 64 miejsce by było w tym roku. Dużo ludzi odpuściło lub nie wytrzymało temperatury. Ciekawe ile ogólnie ukończyło, bo wyniki na stronie są niekompletne - są wszyscy co przekroczyli metę, ale niekoniecznie przebiegli cały maraton.
To by było na tyle.
Ja też właśnie wróciłem Jestem zadowolony z Bochni. Osiągneliśmy zakładany cel czyli poprawka poprzedniego roku. Wynik znacznie lepszy ale mimo to nie dał tym razem 3-go miejsca, byli lepsi od nas. Tak czy owak samopoczucie po biegu znacznie lepsze. Druzyna biegała do końca w całym komplecie. Piotrek liderował swoją prędkością i wytrzymałością co dawało nam poczucie bezpieczeństwa - nic dodać nic ująć, Arti wytrzymał w tym roku do końca i widać po nim znaczną poprawę wytrzymałości, Kermit zadebiutował ponad nasze oczekiwania tzn. umiał się poskromić i bardzo długo biegał na wysokich obrotach a potem wystarczyło dawać mu dłuższe przerwy do regeneracji. Ja też się troche poprawiłem i mimo zbyt wysokiej wagi i braku prędkości w pełni kontrolowałem zmęczenie żałując, że pętla taka krótka i tylko 12 godzin Ponieważ na 1,5 godziny przed końcem mieliśmy za dużą stratę do trzeciej sztafety i za dużą przewagę nad 5 sztafetą to nawet Piotrowi i mnie odechciało się "nadwyrężać". Pierwszy raz widziałem jak Piotrek sobie odpuścił Dobrze, że przekroczyliśmy te 190km.... ale tylko o 25 metrów !!! ... bo byłaby wsypa. Uratował sprawę chyba Kermit jak wyszedł po przerwie w ostatniej godzinie i pobiegł z 30 sekund szybciej niz miał.... Gdyby nie ten zryw to chyba dostałoby się Piotrkowi i mnie za spacerki na końcu sztafety
4 miejsce też cieszy i rokowania na sezon ultra także
Z tych wynikow dostępnych w Internecie po lekkim uśrednieniu wychodzi mi, że zrobiłem interwał 21 x 2420m (niecałe 51 km) w średnim tempie 3:49/km... generalnie od 3:30 gdzieś na początku do 4:08 na ostatnim kontrolującym okrążeniu.... Przyznam się, że czegoś takiego jeszcze wczesniej nie przeżyłem Może trzeba zmodyfikowac YASSO bo te 10 interwałów po 800m jakoś słabo wyglądają przy metodzie BOCHNIA
Pos. Cat. Cat. N. Name Surname Pos. off. Official Time Real Pos. Real Time
283 tout 2294 WOJTYS Piotr 283 02h 43' 53" 285 02h 43' 26" 870 tout 4193 LATKOWSKI Maciej 870 02h 54' 05" 844 02h 53' 11" 1244 tout 3842 KUJAWINSKI Artur 1244 02h 58' 06" 1270 02h 57' 42" 1427 tout 3900 KAPITANCZYK Marian 1427 02h 59' 20" 1412 02h 58' 28" 1947 tout 4045 WIATR Tomasz 1947 03h 03' 33" 1958 03h 02' 39" 6317 tout 7917 BEBEJEWSKI Michal 6317 03h 29' 55" 6697 03h 28' 08" 12709 tout 7947 ZENCZAK Tomasz 12709 03h 54' 09" 11917 03h 45' 28" 12418 tout 3733 SIEBERT Przemyslaw 12418 03h 53' 13" 14163 03h 52' 33" 15977 tout 25527 BARANIECKI Zbigniew 15977 04h 05' 59" 16528 03h 59' 01" 21227 tout 3747 SIEBERT Krzysztof 21227 04h 25' 52" 22664 04h 21' 07" 21229 tout 14858 SIEBERT Malgorzata 21229 04h 25' 52" 22663 04h 21' 07" 28984 tout 43691 CIARKOWSKI Jacek 28984 05h 20' 27" 29027 05h 07' 00" 29780 tout 43325 KUBIAK Wlodzimierz 29780 05h 35' 26" 29786 05h 21' 10"
Dzięki wszystkim za wsparcie. Jeszcze się nie otrząsnąłem ale z pewnością coś naskrobię... raczej to pewne, zbyt duże przeżycie to było.
Tak w skrócie:
1. Imprezeza zorganizowana rewelacyjnie i nie żałuję, że nie byłem na Rzeźniku (gratulacje i pozdrowienia Damian !) chociaż trochę się wahałem.
2. To wspaniałe móc biegać przez cał dzień i noc... coś niesamowitego.
3. Znowu kluczem do sukcesu okazała się twarda fizjologia. Przy takim upale trzeba było non-stop się nawadniać i moja metoda biegu z butelką w ręce okazała się bardzo skuteczna - mimo upału nie osłabłem i nerki cały czas pracowały. Zdecydowanie jednak wolę chłodne klimaty i nocne krążenie po Błoniach było najprzyjemniejsze... Jak to widać po wynikach końcowych, wielu osobom upał dał się bardzo we znaki.
4. W moim przypadku, początkującego ultramaratończyka, bieganie 24h w 3 tygodnie po 100km robionych na życiówkę nie było najlepszym pomysłem gdyby chcieć kręcić dobry wynik. Przekonałem się o tym już na 30-tym kilometrze kiedy to czterogłowe wykazywały mocny stopień zmęczenia i bolały przy każdym kroku.... czułem setkę w organiźmie, nie ma co. To jednak tylko jedna strona medalu. Jadąc na Lajkonika nie spodziewałem się kręcić dużej liczby kilometrów - tak ze 170 już mnie zadowalało. Jechałem po doświadczenie w biegach dłuższych niż kilkanaście godzin, chciałem poznać jak odbiera je organizm, co ze spaniem, jak funkcjonuje ciało podczas długotrwałego wysiłku o mniejszej intensywności, chciałem po prostu sprawdzić ile jeszcze mam do zrobienia przed Spartathlonem.
5. Generalnie nie było tak źle. Da się przekonać organizm, że ma biegać w dzień i noc. Najgorsze dla mnie były wieczorne godziny - bardzo bolały uda po setce w Wiedniu i stopy nie pozwalały zapomnieć o sobie. Dobrze, że psycha była w nienaruszonym stanie i pełna entuzjazmu. Po 60km zrobiłem sobie jedną pętlę marszu, potem po 100km jedna pętla marszu a następnie po 130km jedna pętla marszu. Ostatnie 4 godziny cały czas wolno biegałem, opanowałem czterogłowe i postawiłem sobie cel - 180km. Udało sie na tyle wykręcić kilometrów, że miałem z 30 minut zapasu - ostatnie kółko przespacerowałem więc w takim tempie, aby równo po 24h wejść na metę. Trochę się przeliczyłem i byłem parę minut wczesniej Nie szedłem jednak dalej, 52 kółka w tym roku wystarczą
6. Bilans końcowy to niesamowite przeżycia, pełna pokora przed Spartathlonem, skrzypięcy achilles w lewej nodze oraz bardzo obolały piszczelowy w prawej nodze... nie mówiąc o obolałych stopach... o dziwo, czterogłowe prawie w porządku...
7. To by było na tyle.
No i stało się ! Niech żyje Paryż ! Super impreza, powala z nóg - na szczęście nie dosłownie Po 12 latach przerwy i powrotu do biegania w celu odchudzania, dzieki wsparciu kolegów z KB Maniac po 6 miesięcznym treningu udało mi się ukończyć mój pierwszy (a nie ostatni mam nadzieję) maraton !!! No to jestem maratończyk Wynik 2:57:28 satysfakcjonuje mnie w zupełności i jestem z niego wielce rad. Mam nadzieję, że miniony week-end był spełnieniem marzeń dla wielu z forumowiczów - GRATULACJE więc dla nich wypowiadam.